Beata Nocoń, nauczyciel bibliotekarz z Centrum Kształcenia Zawodowego
i Ustawicznego „Medyk” w Gorzowie Wielkopolskim:
– Od zawsze lubiłam czytać. W domu mieliśmy biblioteczkę, którą stworzył tato. Każda z książek miała pieczątkę z napisem „Biblioteka”, z pierwszymi literami imion rodziców, nazwiskiem i numerem książki. Tato pieczętował każdą zakupioną książkę i wpisywał do zeszytu. To był taki domowy katalog.
– W szkole podstawowej byłam jedną z aktywniejszych czytelniczek. Należałam do szkolnego aktywu bibliotecznego. Już nie pamiętam jak nazywała się nasza grupa, ale pamiętam książki: ukochane „Dzieci z Bullerbyn” z żółtą okładką i rysunkiem wszystkich bohaterów. Fascynowały mnie ich przygody, ich życie i cudowne domki. Był też „Karlson z dachu” tej samej autorki, z którym pragnęłam latać nad miastem i przeżywać szalone przygody . A „Pokój na poddaszu” Wandy Wasilewskiej bardzo mnie wzruszał. Do tej pory pamiętam scenę sadzenia krzaku róży przez dzieci, który dzięki ich troskliwej opiece, zakwitł na nowo. W pamięci zapisała mi się też książeczka Mieczysławy Buczkównej, w której opowiadała „jakie zawody mają nasze mamy”. Był tam niebieski zajączek, któremu mama krawcowa przyszywała niebieskie ucho. Z Iką i Groszkiem z powieści „Wielka, większa i największa” Jerzego Broszkiewicza przeżywałam fascynujące, kosmiczne przygody. Lubiłam też wesołe wiersze „Ananasy z naszej klasy” Karola Szpalskiego
i Mariana Załuckiego, które na przykładzie młodzieży szkolnej opisywały ludzkie przywary. Dziś te wiersze czytam mojej wnuczce. Oczywiście, pamiętam „Baśnie” Andersena z cudownymi ilustracjami Jana Marcina Szancera, „Karolcię” Marii Krüger i jej zaczarowany koralik spełniający wszystkie życzenia, „Muminki” Tove Jansson, „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett, Przygody Koziołka Matołka i Małpki Fiki-Miki autorstwa Kornela Makuszyńskiego z ilustracjami Mariana Walentynowicza, serię z doktorem Dolittle H. Loftinga i wiele innych. Późniejsza lektura polskich autorów m.in. Hanny Ożogowskiej, Zbigniewa Nienackiego, Krystyny Siesickiej, Edwarda Niziurskiego, Małgorzaty Musierowicz dostarczała już poważniejszych refleksji nad wyborami życiowymi, relacjami szkolnymi i rodzinnymi.
– Były też książki z trójwymiarowymi obrazkami, z „wyciętymi” ilustracjami, które przy otwieraniu poszczególnych stron tworzyły przestrzenne obrazy. Książki te kosztowały więcej niż zwykłe. Jedną z nich była „Podróż” Ireny Landau z ilustracjami Juliusza Makowskiego. Rodzic czytał, a dziecko wkładało do ramek obrazki, o których opowiadała bajka. I ta „Podróż”, wydana przez „Naszą Księgarnię” w 1968 roku, z serii „Książeczki z Misiowej Półeczki”, kosztowała 18 zł. Mam ją do dzisiaj i bardzo ją lubię, choć utraciła już wiele obrazków…
A co czytał dr hab. Paweł Leszczyński z Akademii im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim, gdy był dzieckiem? Jaką ponad 100-stronicową bajkę w jeden dzień przeczytał Jerzy Kaliszan, były dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego, gdy był uczniem drugiej klasy? O tym wszystkim poczytasz w naszej zakładce “Biblioteka po godzinach”.
Zapraszamy!
notowała: Hanna Ciepiela
fot. Magdalena Janas